Reklama

Co dzieje się na rynku gazu?

03/02/2015 03:38


chemia.wnp.pl

PGNiG wciąż jest największym krajowym graczem na rynku gazu, ale już nie monopolistą. Temu, co dzieje się na rynku gazu, z uwagą przypatrują się spółki z branży chemicznej, najwięksi odbiorcy gazu w Polsce.


Rocznie w naszym kraju zużywa się ponad 15 mld m sześc. gazu. Niespełna jedną trzecią pokrywa krajowe wydobycie, reszta pochodzi z importu - do niedawna prym w tym wiódł PGNiG. Ale w 2014 roku na rynku mieliśmy rewolucję. Co prawda PGNiG nadal dominuje, ale widać zmianę. Od stycznia do września 2014 roku udział PGNiG w imporcie gazu do Polski obniżył się o 6 punktów procentowych, do 88,3 proc. Oznaczałoby to, że PGNiG sprowadzi do kraju około 10,5 mld m sześc. gazu. Około 1,5 mld m sześc. gazu kupi ktoś inny. To ważne półtora miliarda.


Nie tacy mali...


Spółki jak EWE Polska, Duon czy Handen od dłuższego już czasu próbują "podgryźć" pozycję PGNiG. Co prawda ich szefowie mówią o sobie "my, maluczcy", ale z danych dotyczących importu wynika, że to już nie do końca prawda.

Gruszek w popiele nie zasypia także branża chemiczna (a także pozostałe gazochłonne przemysły). Z danych PGNiG wynika, że w trzecim kwartale zauważalne było zmniejszenie sprzedaży do grup zakładów azotowych - o 180 mln m sześc. rok do roku. Nauczona doświadczeniem tzw. wielka chemia przynajmniej w części próbuje kupować gaz poza PGNiG. To pewne - dni, kiedy to PGNiG miał stuprocentowy udział w imporcie, minęły. - Projekty firm chemicznych związane z dywersyfikacją dostaw gazu nie są tajemnicą - zauważał Jerzy Kurella, wówczas wiceprezes ds. handlu PGNiG. - Na dziś nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie o potencjalną skalę tego zjawiska. Zamówienia gazowe na kolejny rok są składane do końca listopada. Wtedy z grubsza wiadomo, o ile i czy w ogóle mniejsze mogą być poziomy sprzedawanego do firm gazu.

Prezesa PGNiG Mariusza Zawiszę zapytaliśmy o to, jak spółka ma zamiar bronić się przed konkurencją.

- Dla odbiorców liczą się po pierwsze: cena, po drugie: gwarancja i bezpieczeństwo dostaw, po trzecie: wiarygodność. Nasza firma cieszy się poważaniem. Myślę, że nasza oferta jest satysfakcjonująca dla kontrahentów - odpowiada... nie wprost Zawisza.

Zresztą PGNiG doceniają także zakłady chemiczne. W grudniu kilka firm z sektora podpisało aneksy do wcześniejszych umów handlowych. Na przykład dla Grupy Azoty Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo nadal będzie największym dostawca gazu i ten stan raczej szybko się nie zmieni.

Po pierwsze wiarygodność


Dlaczego na przykład Grupa Azoty tak powściągliwie szuka alternatywnych wobec PGNiG dostawców gazu? Bo umowy na dostawy "błękitnego paliwa" to kluczowy element strategii biznesowej firm azotowych. Bez gazu ziemnego zakłady wielkiej syntezy chemicznej nie mogą pracować. To wpływa na dużą ostrożność menedżerów chemii w kwestii zawierania kontraktów gazowych z nowymi, alternatywnymi wobec PGNiG, dostawcami.

Niewątpliwie jednak kroki mające zaowocować dywersyfikacją dostaw już są i nadal będą podejmowane. W lutym ubiegłego roku Grupa Azoty Puławy i Vattenfall Energy Trading podpisały umowę na dostawy gazu ziemnego. Szacunkowa wartość umowy wynosiła około 90 mln zł.

Przy okazji podpisywania tego porozumienia Wojciech Kozak, wiceprezes Puław, informował, że w 2014 r. dostawy gazu zza zachodniej granicy wyniosą do 20 proc. ogólnego zużycia gazu w spółce. Podkreślał zarazem, że PGNiG jest i pozostanie podstawowym partnerem dla jego firmy i jego udział w dostawach nadal będzie większościowy.

Tak jest zresztą w całej Grupie Azoty.

- Dążymy do sytuacji, w której około 50 proc. dostaw będzie pochodziło z kontraktu długoterminowego, najpewniej z PGNiG. Resztę dostaw zapewnimy sobie z innych źródeł - mówi odpowiedzialny w Grupie Azoty za politykę gazową wiceprezes Witold Szczypiński. - W grę wchodzą dostawy ze złóż lokalnych, kupowanie gazu poprzez giełdę. Oczywiście możliwe są także zakupy od zagranicznych dostawców.

Duzi odbiorcy gazu nie zrezygnują z wiodącej roli PGNiG jako dostarczyciele surowca z powodu kwestii bezpieczeństwa dostaw. Biorąc pod uwagę przepisy prawne, zdolności techniczne, to nadal PGNiG będzie dzielił i rządził na krajowym rynku gazu.

Nie wystarczą bowiem dobre chęci i zabiegi konkurencji. Kontrahent może okazać się mało wiarygodny lub wrażliwy na zmiany polityczne, których efektem będzie niemożliwość wywiązania się z umowy. Boleśnie przekonały się o tym zakłady w Puławach przy okazji kontraktu z Emfeszem.

Rynek na uwięzi


Zmiany na rynku gazu mogłyby być większe już teraz. Według rozmówców z branży, import do kraju przez niezależne od PGNiG firmy, napotyka jednak na poważne bariery. Pierwszą jest prawo. Zgodnie z regulacjami podmiot, który kupuje poza granicami kraju określoną ilość surowca, musi tworzyć jego rezerwy. To kłopotliwe z kilku powodów. Istnieje niedobór pojemności magazynowych, podraża to prowadzenie biznesu. Zresztą same firmy gazownicze przyznają, że nie dziwią się, iż PGNiG nie pali się do udostępniania pojemności magazynowych, których utworzenie było niezwykle kosztowne. W ten sposób ułatwiałby przecież życie konkurencji.

Z drugiej strony importerzy próbują omijać przepisy, dzieląc kontrakty na mniejsze - tak, aby uniknąć rygoru ustawy. Drugą poważną barierą rozwoju rynku pozostaje wciąż zbyta mała liczba interkonektorów na naszej zachodniej granicy. Żaden inny rynek gazowy w Europie nie jest tak płynny jak niemiecki. To powoduje, że względnie łatwo na nim kupić gaz w korzystnych cenach. Jednak by kupić, trzeba mieć możliwość odbioru. Uczestnicy rynku często deklarują chęć importu większych ilości gazu, wskazując jednak na barierę techniczną przesyłu. I to się jednak zmienia - powstają nowe projekty gazowych połączeń, jak choćby Bernau-Szczecin Polenergii. Należy się spodziewać, że bariera przesyłu szybciej lub później padnie.

Jakie następstwa może przynieść zmniejszanie udziału PGNiG w imporcie? Niezależni importerzy będą zwiększali zakupy poza granicami kraju. Ceny gazu staną się bardziej powiązane z tym, co się dzieje za Odrą i - co najważniejsze - z pewnością bardziej elastyczne. Dotychczas często bywało, że kształtowały się one odmiennie od cen na zagranicznych rynkach. Nie trzeba dodawać, że sytuacja z importem może przyprawiać szefów PGNiG o ból głowy. Czy jednak warto martwić się tym, na co nie mamy wpływu? Spadek udziału potentata w imporcie i w całym rynku gazu w Polsce jest nieuchronny. Pytanie tylko, jak duży? Przed kilkoma laty pojawiła się jako docelowa liczba 60-66 proc. To jednak wciąż przyszłość.

Dariusz Malinowski

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do