Reklama

George Martin: to był piąty Beatles

11/03/2016 14:27



Wieczorem 8 marca br. w swoim londyńskim domu odszedł w wieku 90 lat sir George Martin, zwany popularnie piątym Beatles. Jeden z największych producentów muzycznych, aranżer i współtwórca brzmienia Fab Four – jak The Beatles zwali Amerykanie. Był to narodowy skarb brytyjski, niezwykła postać w przemyśle rozrywkowym.


 W południe 9 marca zaroiło się w WSZYSTKICH PORTALACH, także w programach radiowych – w Trójce głos zabrał Piotr Stelmach, potem – Piotr Metz. Obaj wspominali rozmowy z Martinem, jakie przeprowadzili w 2006 r. z okazji wydania albumu „L.O.V.E”. Najbogatsze we wspomnienia były amerykańskie strony. Od słynnego „Variety”, przez „Hollywood Reporter”, „Miami Herald”– po np. „Esquire”; cytowano też wpisy na Twitterze: pierwszy pochodził od Ringo Starra, to on podał przed wszystkimi smutną wiadomość –Boże bądź miłościw George’owi Martinowi, pokoju i miłości dla Judy (jego żony) i jego rodziny… Paul McCartney: - Świat stracił naprawdę wielkiego człowieka (…) był dla mnie drugim ojcem... Giles Martin – RIP (Rest In Peace) ojciec. Kocham cię. Jestem tak dumny będąc twoim synem. Opuszczam cię – nie mam więcej słów. Dzięki za ten czas, kiedy byliśmy razem.Dalej pisali m.in. Prezydent/CEO The Recording Academy - Neil Portnow, Yusuf-Cat Stevens, David Cameron…


Martin urodził się w północnym Londynie, w Highbury 3 stycznia 1926 r. W dzieciństwie „złapał”  kilka lekcji gry na fortepianie, popisywał się grą -„fantazjami z zamiarem bycia następnym Rachmaninowem”. Niespełna 20-letniego młodzieńca widzimy w Royal Navy, po jej opuszczeniu w 1947 r. otrzymał rządowy grant na studiowanie muzyki. W 1955 r. został szefem Parlophonu od A&R (Artistic and Repertoire) w miejsce zwolnione przez Oscara Peussa. Przez następne lata nagrywał (i odpowiadał za) za m.in. nowelę muzyczną „Mock Mozart” z udziałem Petera Ustinova, pracował też z Peterem Sellersem, Spike Milliganem, Peterem Cookiem czy Dudley’em Moorem. W lutym 1962 roku w jego gabinecie zjawił się energiczny manager Brian Epstein z taśmą pod pachą. Taśmą z nagraniami demo zrobionymi w studiach Decca i odrzuconymi z produkcji – była to największa wpadka muzyczna w historii świata! Krążek taśmy zawierał komplet nagrań The Beatles.


Elegancki i wysoki George Martin, zawsze mówiący poprawnym angielskim, z uwagą przesłuchał krążek. Zastanowiła go harmonia głosów Lennona i McCartney’a, także pomysły muzyczne. Trzy miesiące potem – 6 czerwca 1962 zespół wszedł do studia No. 2 wytwórni EMI przy Placu Finlandzkim, ściślej – przy Abbey Rd. w północnym Londynie. Nagrano m.in. „Love Me Do” i ten numer Martin wybrał do promocji. Jesienią singiel dotarł do 17 miejsca listy sprzedaży (granej co niedziela o g. 23 w Radiu Luksemburg). Także jesienią ’62 na amerykański rynek nagrano „Please Please Me” a dystyngowany Martin, który „podkręcał” muzyczne tempo, powiedział przez mikrofon z reżyserki: - Dżentelmeni – właśnie zrobiliście nagranie, jakie będzie Nr jeden na listach! Machina kariery ruszyła – wkrótce po odbiór płyt z tłoczni EMI w Hayes ustawiały się długie kolejki ciężarówek. Pierwsze płyty Beatles różniły się znacznie od tych wydawanych w USA, niemniej w ciągu następnego roku świat oszalał na punkcie zespołu. Podobne zespoły wokalno-instrumentalne jak grzyby po deszczu, pojawiały się na całym globie, nawet w najmniejszych dziurach. Za muzyczną karierą Beatles stał Martin, który zapytany w 2006 r. przez Piotra Stelmacha, co było powodem jego zainteresowania czwórką z Liverpoolu odparł krótko: - miłość. Przez następne lata rozwijali się muzycznie pod jego kierunkiem, a ich nagrania wzbogacano – wymieńmy choćby smyczki w „Yesterday” (bodaj NAJBARDZIEJ coverowany utwór na świecie), dyrygowana przez Martina sekcja smyczków w „Eleanor Rigby”, gra na fortepianie „In My Life”, skomponowana sekcja wiolonczeli i ogólne brzmienie w „A Day in the Life”. Jednak najbardziej spektakularnym dziełem Czwórki i Martina był album (jego psychodeliczne elementy) „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” nad którym spędzili – bagatela! 129 dni. Była to odpowiedź na album Rolling Stones z okładką 3D, czyli „Their Satanic Majestic Request”.


Współpracując stale z Beatles, Martin w 1965 r. rozstał się z Parlophonem/EMI (gdzie był na etacie) i założył w Londynie i na Karaibach (Montserrat) studia AIR (Association of Independent Recorders) –  gdzie nagrywał/współpracował z Rolling-Stones, Steve Wonderem, The Police i innymi. Wcześniej produkował nagrania Cilli Black do filmu „Alfie”, Billy J. Kramera & the Dakotas, Mahavishnu Orchestra, America, Jeffa Becka, Cheap Trick, Ellę Fitzgerald, Stana Getza, Kenny Rogersa, Jimmy Webba, Dire Straits, Petera Gabriela, Stinga, Meat Loafa, Carly Simon, Celine Dion, Kate Bush i wielu innych. Wspomniałem o pracy z filmem – dodajmy tutaj: „Crooks Anonymus” (1962), „Family Way” (1966) i „Pulp” (1972) – z udziałem Micheala Caine i Mickey Rooney’a. Ale chyba najważniejszymi produkcjami filmowymi były: klasyk „A Hard Day’s Night” (1964) Richarda Lestera i nie chodzi tu o zestaw piosenek, tylko o score – pełną ścieżkę dźwiękową oraz drugi klasyk „Yellow Submarine” (1968) do którego napisał aranżacje i także pełny score. Dodajmy w tym miejscu odejście z tego świata wcześnie w tym roku reżysera filmu Roberta Baslera  w wieku 88 lat. Następny score ukręcił do filmu z Bondem „Live and Die” (1973), w międzyczasie album dla Paula i Lindy McCartney. Już sędziwy George Martin  wraz z synem Gilesem w 2006 r. remiksuje materiał – muzykę albumu „L.O.V.E.” będącą ukłonem ze strony korporacji Apple. Album ten zawiera orkiestralne wersje nowych utworów napisane przez Martina z jednym solowym głosem Harrisona „While My Guitar Gently Weeps”.


 Długo by wymieniać zasługi i znaczenie dla kultury muzycznej inwencji i pracy George’a Martina. Niewątpliwie jego osiągnięcia zmieniły w tamtych dekadach oblicze muzyki pop, sposób patrzenia na muzykę folk, później world music, nowoczesny rock, stosowanie instrumentacji i aranżacji wzorowane na muzyce klasycznej, a nawet brzmienie jazzu. Nic dziwnego – brytyjska Korona wyróżniła go najwyższymi odznaczeniami. Najpierw, w 1988 r. za zasługi dla przemysłu muzycznego został odznaczony Komandorią Imperium Brytyjskiego CBE, a potem – w 1996 otrzymał – rycerski tytuł szlachecki Sir i na koniec w 1999 r. został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame.


Adam St. Trąbiński
Foto - Internet





Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do