
Foto. mat. prasowe RE Studio
W piątek 18 października na ekrany (dobrych kin!) wszedł znakomity obraz Macieja Pieprzycy „Ikar. Legenda Mietka Kosza” obsypany siedmioma nagrodami, w tym Srebrne Lwy, na ostatnim Festiwalu Filmów Polskich w Gdyni. Trzeba przyznać – autor scenariusza i reżyser obrazu Maciej Pieprzyca (55 l.) dołożył starań by jego dzieło odzwierciedlało młodość – dzieciństwo, początki kariery i dalsze życie Mieczysława Kosza, nie dziwi więc fakt 3-letniej pracy nad obrazem inspirowanej m.in. książką z 1990 r. Krzysztofa Karpińskiego.
Oczywiście, że Pieprzyca sięgnął do zapadłej wsi Antoniówka koło Tomaszowa Lubelskiego, gdzie utalentowany Miecio się urodził (1944) i wychowywał. W wieku 12 lat u chłopca na skutek postępującej choroby stwierdzono znaczną utratę wzroku i trafił on do znanego zakładu dla niewidomych w Laskach. Tu pobierał podstawową naukę a także naukę gry na pianinie. Naukę gry na fortepianie kontynuował w szkole średniej – tutaj ciepła rola nauczycielki Mai Komorowskiej i jej matczyne rady, jakie rozpoznany talent – chłopiec wziął do serca. Jedną z zalet filmu jest staranna obsada, a następnie gra aktorów z rewelacyjnym Dawidem Ogrodnikiem (Mieczysław) i nie gorszym – dziecka Cyprian Grabowski (mały Miecio o dużych łzawiących oczach). Wszystko to widzimy na tle gomułkowskiej Ludowej Polski - zasługa wspaniałej, acz nie narzucającej się scenografii Joanny Anastazji Wójcik. Jeżeli widzimy jelczański „ogórek” i enerdowski Robur, jakim czasami jeździli artyści, butelki tunezyjskiej gelalii (tanie, a dobre wino) – to tak było! Godnym podziwu jest widok Sali Kongresowej od strony sceny – odtworzonej elektronicznie (sama sala od lat w remoncie), takoż i sceny – znacznie za wąskiej, podczas pamiętnych Jazz Jamborees. Wiem, co piszę, bo w owym okresie zaczynałem chodzić na te festiwale, zrazu jako widz, a potem młodszy redaktor. Więcej, miałem okazję wysłuchać kilkanaście razy Kosza, łącznie z tym koncertem w pruszkowskim PSM (z udziałem m.in. Bronisława Suchanka) zorganizowanym z inicjatywy Jurka Budziszewskiego (kierowniczka Klubu była oburzona małym spotkaniem po występie przy równie małym winku!). Jeszcze więcej: jeden z kolegów w Polskim Stowarzyszeniu Jazowym namówił mnie na kierownictwo tria Kosza, więc udałem się na rozmowę do artysty (blok vis a vis stacji PKP Ochota). Niestety, pracy owej nie podjąłem przerażony wielkością opieki nad muzykiem, a nie zadaniami organizacyjnymi.
Tu muszę pochylić się nad osiągnięciami reżysera obrazu oraz talentem Ogrodnika – rys psychologiczny i fizyczny Koszą oddają niemal w 100%, oczywiście Mietek zmieniał się z upływem lat, stawał się uparty, czy też nieznośny, to fakt, ale nie dostawał takiej twarzy pod wpływem alkoholu, jaką widzimy w filmie. To chyba jedyny zarzut jaki można postawić. Ponieważ jest to film o muzyce, to bardzo dobrze postąpili twórcy, iż nie korzystali z zachowanych nagrań archiwalnych, lecz w roli kreatora - odtwórcy muzyki Kosza wystąpił Leszek Możdżer. To także jego wielka rola wspaniale uzupełniana grą Dawida Ogrodnika. Mieczysław komponował, wprawdzie 14 utworów zostało dla potomności, lecz gra pod początkowym wpływem Billa Evansa pozostaje w pamięci, łącznie ze spotkaniem z owym guru na Festiwalu w Montreux (szokująca scena nieznajomości języka). Daje smętny obraz środowiska jazzowego, drugą sceną jest moment nagrywania płyty – kwinta podwyższona! Dla interesujących się muzyką, szczególnie jazzem – dwu godzinna lektura obowiązkowa, także dla widzów kina ambitnego.
Dla zbieraczy: ukazała się publikacja Agory – scenariusz filmu oraz płyta z soundtrackiem.
ADAM ST. TRĄBIŃSKI
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie