
Już po pierwszych, niepełnych, wynikach wyborów do Parlamentu Europejskiego widać, że w europejskiej polityce nastąpi spora zmiana. Zmiany można spodziewać się także w polityce energetycznej UE - może nastąpić złagodzenie polityki klimatycznej i zwiększenie nacisku na reindustrializację.
Pierwsze wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego wskazują, że największą frakcją pozostanie Europejska Parta Ludowa (EPL), w skład której wchodzą euro parlamentarzyści PO i PSL. W nowym Parlamencie EPL będzie miała 212 członków - to spory spadek w porównaniu z kończącą się kadencją, gdzie EPL ma 274 deputowanych. Wybory do Parlamentu Europejskiego: PO i PiS po 19 mandatów
Drugie miejsce utrzymał Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D), do którego należy SLD, który będzie miał 186 deputowanych (spadek z 196 miejsc).
Trzecie miejsca nadal będą zajmowali liberałowie z ALDE. W nowym rozdaniu będą dysponowali 70 miejscami, podczas gdy jeszcze mają 83 mandaty.
Stan posiadania zmniejszyli także Zieloni - z 57 miejsc obecnie do 55 w nowym PE.
Widać więc, że cztery największe i najbardziej wpływowe frakcje parlamentarne w nowym PE będą miały słabszą pozycję niż do tej pory.
Ok. 44 mandatów (do tej pory mieli 57) przypadnie Europejskim Konserwatystom i Reformatorom, gdzie wchodzą m.in. euro deputowani PiS.
Liderzy tracą
Swoją pozycję zwiększą natomiast grupy na lewo i na prawo od politycznego centrum. Szóstą co do wielkości frakcją w nowym PE, z 43 miejscami (wzrost z 35) będzie Zjednoczona Lewica Europejska/Nordycka Zielona Lewica (GUE/NGL), gdzie wchodzą m.in. ugrupowania socjalistyczne i komunistyczne.
Skład poszczególnych grup może się jednak zmienić, ponieważ jest grupa 67 posłów nieprzynależących do żadnej z grup politycznych ustępującego Parlamentu, a dodatkowo jest 38 deputowanych nienależących do żadnej grupy politycznej. Wśród nich są m.in. przedstawiciele partii narodowych i nie wykluczone więc, że założą swoją własną grupę.
Wybory europejskie utrzymały dominację głównych sił politycznych, zwłaszcza EPL oraz S&D, które razem nadal będą miały ponad 50 proc. miejsc w nowym PE. Warto jednak zwrócić uwagę, że cztery główne siły polityczne zmniejszyły swój stan posiadania, co można odczytywać jako oznakę zmniejszenia zaufania do dotychczasowych liderów i autorów polityki europejskiej. Patrząc na sytuację społeczno-gospodarczą w wielu (większości?) krajach UE spadek zaufania do głównych partii politycznych nie powinien dziwić.
Energetyczna zmiana
Jednym z najważniejszych obszarów prac Parlamentu Europejskiego jest szeroko pojęta energetyka. Dotychczasowy PE miał dość jednoznaczne i jednostronne nastawienie: opowiadał się za wysokimi celami redukcji emisji CO2 i wysokimi celami dot. rozwoju odnawialnych źródeł energii. Euro posłowie w swych działaniach pro-klimatycznych często szli dalej niż proponowała np. Komisja Europejska. Polscy deputowani, którzy stanowili klimatyczną mniejszość, zwracają uwagę, że nastawienie PE do polityki klimatyczno-energetycznej się zmieniało.
- Jeszcze niedawno posłowie do Parlamentu Europejskiego w niewielkim stopniu interesowali się skutkami gospodarczymi polityki klimatycznej UE. Traktowano ją jako element łączący UE. Teraz zaczyna się to zmieniać i w instytucjach unijnych coraz częściej zwycięża realizm nad ideologią - ocenił podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego prof. Adam Gierek, poseł SLD-UP do Parlamentu Europejskiego.
Konrad Szymański, euro deputowany PiS wskazuje, że dziś nastrój dyskusji o polityce energetycznej w UE, a nawet w Parlamencie Europejskim, który jest najbardziej odporny na zmianę, istotnie się zmienił.
Powrót do rzeczywistości
Można oczekiwać, że w nowym składzie PE ilość zwolenników zaostrzania polityki energetyczno-klimatycznej UE będzie mniejsza niż w obecnej, kończącej się kadencji. Z tego zdaje sobie sprawę np. Komisja Europejska, która mocno forsowała pomysł, aby w marcu br. przyjąć wysokie cele polityki energetycznej na rok 2030. W nowej rzeczywistości politycznej nowa Komisja nie musi być tak gorącym orędownikiem zaostrzania polityki klimatycznej jak była (jest) obecna KE.
Konrad Szymański w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego zwracał uwagę, że dyskusję o polityce energetyczno-klimatycznej UE trzeba podzielić na dwie części: przed i po kryzysie. Przed kryzysem problem kosztów tej polityki był całkowicie lekceważony, wszelkie wątpliwości zbijano tezą o "zielonym wzroście", który miał tworzyć nowe miejsca pracy.
- Powstały jednak wyliczenia mówiące, że wskutek polityki klimatycznej zagrożonych może zostać 28 mln miejsc pracy w UE a dzięki tej polityce i rozwoju OZE może powstać 4 mln miejsc pracy. To spowodowało, że teoria "zielonego wzrostu" została obalona - podkreślał Konrad Szymański.
W ostatnich miesiącach przedstawiciele Komisji Europejskiej często mówili o reindustrializacji w UE i przyśpieszeniu gospodarczych, stworzono na tę okoliczność specjalną strategię. Nowa Komisja przy pomocy Parlamentu Europejskiego będzie miała szansę na realne wdrożenie tego pomysłu - wyraźne przyśpieszenie gospodarcze, tworzenie nowych, stabilnych i dobrze płatnych miejsc pracy czy likwidacja obszarów biedy jest o wiele ważniejszym zadaniem niż 40 proc. redukcja emisji CO2 przez UE, która w skali świata będzie niezauważona.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie