
Film "Jack Strong" opowiada historię pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, który będąc oficerem Ludowego Wojska Polskiego pracował, jako agent amerykańskiego wywiadu. Kukliński podczas swojej służby przekazywał Amerykanom informacje dot. sowieckich planów inwazji oraz możliwości wybuchu na początku lat 70-tych III wojny światowej.
Film ten wszedł na ekrany w 10 rocznicę śmierci (11 lutego 2004 r.) bohatera filmu i Polski a także świata. W rzeczy samej Płk. R. Kuklińskia wygrał Zimną Wojnę i pokonał Sowiety. Mocno powiedziane, ale prawdziwe. Media podają, że ostrzegł Amerykanów o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce w grudniu 1981 r. Ale to nie było jego najważniejsze dokonanie. Widać jak pamięć mediów jest „krótka.”
Zanim przejdziemy do meritum sprawy, warto zauważyć, że koledzy wojskowi, nawet ci, którzy byli aresztowani podczas stanu wojennego i byli prześladowani przez gen. W. Jaruzelskiego źle oceniają czyn płk. Kuklińskiego, włącznie z solidarnościowymi ministrami Obrony Narodowej. Nigdy oni też nie przyłożyli ręki do zrehabilitowania Pułkownika, zrobili to potem na ironię losu politycy SLD. Przeciwnicy Pułkownika uważają, że szpiegując przeciw Wojsku Polskiemu narażał ich na niebezpieczeństwo i był wobec nich nie lojalny. Prawda jest taka, że uratował ich przed okropną śmiercią od bomby atomowej. Dodać trzeba, że podobna sytuacja już raz miała miejsce w Polsce, kiedy generalicja polska była przeciwko podchorążym, którzy wywołali Powstanie Listopadowe w 1830 r. A miało ono najwięcej szans na zwycięstwo ze wszystkich naszych powstań. Podobnie żyjący uczestnicy Powstania Warszawskiego (1944) są zdecydowanymi jego zwolennikami, podczas gdy logika mówi, co innego. Zwykle żyjący uczestnicy tego typu procesów podchodzą do sprawy raczej ze swojego osobistego punktu widzenia, aniżeli wskazuje na to szeroka panorama historycznej sytuacji.
Najważniejszy czyn płk. Kuklińskiego to ostrzeżenie Amerykanów w 1971 r., że Pakt Warszawski szykuje atak na Zachodnią Europę. Amerykanie mogli o tym wiedzieć także od swych wtyczek w ZSRR także. W ciągu jednego weekendu, czołgi sowieckie, z powiększonymi bakami na benzynę, miały z NRD zaatakować miasta zachodnio-europejskie, kiedy większość amerykańskich oficerów bawiła się poza bazami NATO-wskimi. Olbrzymia przewaga w czołgach i piechocie miała gwarantować zwycięstwo, bowiem NATO nie zaatakowałoby własnych miast taktycznymi bombami atomowymi. Natomiast NATO zrzuciłoby tego typu bomby na Polskę, Czechosłowację, Węgry, Rumunię, aby odciąć dostawy dla wojsk Paktu Warszawskiego będących już w Zachodniej Europie. Sowieci przewidzieli i zaakceptowali to rozwiązanie i w odpowiedzi zorganizowaliby dostawy Bałtykiem. To nie były tylko „strachy na lachy.” Wiem od kolegi z mojego uniwersytetu, który w 1971 r. był dowódcą amerykańskich wyrzutni atomowych w NRF, że byli w ciągłym pogotowiu, i że w ciągu 10 minut byli gotowi wystrzelić rakiety z głowicami atomowymi na nasze terytoria. Wiem także od b. amerykańskiego pilota, że w owym czasie, gdy służył w Niemczech, był w pogotowiu i wraz z innymi pilotami dostał konkretne cele do zaatakowanie w Europie Wschodniej. A wiec to nie była li tylko „gra wojenna,” a prawdziwa wojna szykowała jeszcze jeden zły los Polakom, Czechosłowakom i Węgrom oraz Rumunom.
Gdy to spostrzegł płk. Kukliński to się zorientował, że jego rodzinę i być może jego samego spotka los mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki, nie mówiąc o reszcie Polaków, w tym i wojskowego zaplecza (WP miało wtedy zadanie opanowania Danii). Nie tracąc wiele czasu, ostrzegł Amerykanów o tym planie. Zachód był w rozkwicie i przeraził się widma wojny, odpowiedział polityką „odprężenia” tzw. detente. Udzielił Sowieckiemu Blokowi ponad 100 mld. dol. pożyczek, w tym PRL – 30 mld. dol. Breżniew wtedy miał powiedzieć, „po co nam wojna, skoro mamy to co chcieliśmy mieć.” W 1972 r. prezydent R. Nixon i H. Kissinger w drodze do Moskwy odwiedzili Warszawę i obiecali pomoc gospodarczą, w tym zakup super komputerów dla IBJ w Świerku i AGH (coś wiem na ten temat, bowiem realizowałem kontrakt w praktyce i brałem udział w tym spotkaniu), na które było embargo.
Edward Gierek (I sekretarz partii) i Tadeusz Wrzaszczyk (wicepremier) wprawnymi rękami zakupili za ową pożyczkę 300 licencji na nowe wyroby i procesy i tym samym rozłożyli gospodarkę centralnie planowaną, która upadła pod wpływem własnego ciężaru i tego typu „lekarstwa.” Oczywiście nie wiedzieli, że zabijają PRL. Nowa sytuacja wymknęła się spod kontroli, aczkolwiek na krótko podniosła poziom życia i aspiracje Polaków na lepsze, a może nawet i na dobrobyt („Informatyka klucz do dobrobytu,” książka niżej podpisanego, była tego wyrazem i nadzieją). Sielanka trwała krótko, bowiem już w 1974 r. zaczęły się duże trudności gospodarcze, uwieńczone buntem Solidarności w 1980 r. i upadkiem PRL w 1989 r. a ZSRR w 1991 r.
Cały ten wielki historyczny proces uruchomił drobniutki ciałem a wielki duchem - płk. Ryszard Kukliński, który najpierw uratował kolegów z wojska i ich rodziny od śmierci w męczarniach, popalonych wybuchem atomowym a potem rozpoczął proces konania na mamucią chorobę PRL-u. Pacjent umarł od lekarstwa, którego zaaplikowanie sprowokował płk. Kukliński. Ma tu miejsce działanie klasycznego katalizatora, który nie biorąc samemu udziału w procesie, przyspieszył go.
Historia (nie współczesna) oceni bardzo dobrze czyn płk. Ryszarda Kuklińskiego, powstaną o nim kolejne filmy, książki, a jego nazwiskiem naznaczonych zostanie wiele ulic w miastach polskich i ośrodków wojskowych oraz cywilnych. Bez Kuklińskiego nie byłoby Wałęsy, anty-Lenina, który zmienił bieg światowej historii, w tym polskiej i to tym razem na dobre. A przecież i L. Wałęsa jest według drobiazgowych autorów też nie bez „winy.” Ta nieżyczliwość Rodaków do swych bohaterów spowodowała, że w świecie nikt nie pamięta o Polskiej Rewolucji z 1980-89 r. tylko pamięta, że obalony Mur Berliński obalił komunizm. Nawiasem mówiąc Polska Rewolucja zakończyła się sukcesem dokładnie w 200 lat po Rewolucji Francuskiej (rozpoczętej w 1789 r. a trwającej także około 10 lat), której rezultaty zostały wprowadzone we Francji dopiero po około 100 latach. W Polsce zmiana reżimu była omal natychmiastowa.
Cześć pamięci Pułkownika, który po śmierci powinien zostać awansowany do stopnia generała i odznaczony najwyższej klasy orderem Virtuti Militari. Bowiem jest takie prawo, które zezwala na „złamanie” prawa w imię nadrzędnego i koniecznego interesu społecznego.
Na marginesie dodam, że nie święci są szpiegami, ani rewolucjonistami. Człowiek z mentalnością dokładnego księgowego, czy „lojalnego” oficera nie może pretendować do roli, która zmienia bieg historii. Przypomnę, że Komunizm w ZSRR nie obalił szlachetny profesor Andriej Sacharow, a trzej czynni i prominentni członkowie Biura Politycznego Partii: Jelcyn, Gorbaczow i Jakowlew.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie