W tym tempie nie zdążymy. To pewne...Józiopłacze z bólu, błaga, żeby zabrać go do domu, wyczerpane do granic ciałko przelewa się przez ręce, gdy chemia nieprzerwanie leci do jego małych żyłek. Mój synek, mój maleńki Józio, jest na granicy życia i śmierci... ZABIJA GO NEUROBLASTOMA.
Błagam Cię, jeśli czytasz tę wiadomość – pomóż. Liczy się każda złotówka...
Nie mamy znajomości, pieniędzy, siły, czasu, pomysłów – jak zgromadzić tak gigantyczną sumę?! Jak nagłośnić zbiórkę, żeby ktoś zupełnie obcy chciał uratować naszego małego chłopczyka? Mamy tylko ogromną miłość do Józia, ale ona go nie wyleczy...
Tęsknotę za domem zagłusza dziś ból brzuszka, gorączka, ból buzi, popalonych przez chemię śluzówek… My, dorośli, w porównaniu z małymi wojownikami z oddziałów onkologii, jesteśmy tacy słabi… Nie przeżylibyśmy tego. A oni trwają i idą dalej. Nadludzką mocą…
Ból wymyka się morfinie, do której Józio jest podłączony 24/7. Synek walczy. My wciąż wierzymy, że się wzniesiemy – dosłownie i w przenośni. Że Józio poleci do USA na terapię… Błagamy o pomoc...
Ewa i Krzysztof Przyłuscy – rodzice Józia
"Synku kochany, nasze maleństwo. Jesteś taki silny, taki dzielny... Obiecujemy Ci, że zrobimy wszystko, żebyś żył, żeby już nie bolało...
Józiu, słoneczko. Jeśli już nie będziesz jednak miał sił i będziesz chciał zasnąć – śpij, skarbie. Nie bój się. Będziemy przy Tobie, zawsze. Na dobre i na złe. Do samego końca... Kochamy Cię nad życie. Tu czy na każdym innym świecie..."
Komentarze opinie