
Polskiej piosenki. Czerń jej towarzyszyła niemal przez całą karierę, choć przeglądając teraz materiały do tej publikacji znalazłem fotkę Demarczyk (bodaj z 1964 r.) na krakowskim rynku w białej sukience z pudelkiem na ręku. Ale do występów estradowych (w zasadzie teatralnych) wybierała czarny strój i takąż scenografię. Autor niniejszego widział i słyszał ją razy kilka właśnie w takiej scenografii. Zmarła w swoim krakowskim mieszkaniu w piątek 14 bm. w wieku 79 lat. I trochę prywaty: tego dnia zmarł też wujek mojej żony Tadeusz Warat, znany krakowski architekt – zrekonstruował wiele budynków w tym mieście, łącznie z obiektami na Wawelu.
Córka znanego rzeźbiarza Leonarda Demarczyka i krawcowej Janiny z d. Bańdo od dziecka przejawiała zdolności muzyczne, nic dziwnego, że ukończyła średnią szkołę muzyczną. Ze studiami było już gorzej, czas długi zastanawiała się czy zostać architektem – wydział porzuciła, rok studiowała w klasie fortepianu na Akademii Muzycznej by w końcu zostać dyplomowaną aktorką PWST (1966). Od kilku lat śpiewała już w klubie Cyrulik przy tej uczelni, skąd Zygmunt Konieczny, Przemysław Dyakowski i Piotr Skrzynecki ją „wyciągnęli” do Piwnicy pod Baranami. Odtąd na lata została artystyczną partnerką Koniecznego i trzeba przyznać, iż był to twórczy duet znakomity. Ewa dobierała teksty, Konieczny komponował muzykę – z tym dorobkiem zawojowali I-szy Festiwal Opolski, potem – sopocki w 1964 r. Zawsze poprzeczkę wykonawczą podnosiła wysoko, była niedościgniona mistrzynią interpretacji, poniekąd stała się wzorcem dla dziesiątek śpiewających pań w Polsce. Wręcz legendą i gwiazdą eksportową. Ze względu na polski w zasadzie repertuar nie zawsze była zrozumiała dla międzynarodowej publiczności. Odrzuciła stały angaż do paryskiej Olympii jej właściciela Bruno Coquatrixa, czy też propozycję innego impresaria szwajcarskiego. Albowiem pani Ewa (Maria) miała swoje zdanie i często je artykułowała. Co wiem od jej (i Niemena) impresaria – kiedyś kierownika organizacyjnego Jerzego Bogdanowicza. Także to, że do Warszawy na recitale w końcówce lat 60 i dekadę potem przyjeżdżała raz na 5 lat, nie częściej. Artystkę widziałem wtedy na przełomie l. 60 i 70 w Teatrze – późniejszym Studio. Oczywiście z ekipą Piwnicy Pod Baranami – nie inaczej. Na koncert wybrałem się ze swą narzeczoną i magnetofonem radiowym Uher, ciężkim jak diabli. Ponieważ zaproszenia były recenzenckie, to za dużą kasę nabyłem od znajomego szpulę taśmy BASF, niestety nagrania wyszły nie najlepiej, gdyż czuły mikrofon dobrze zbierał szepty, ale nie radził sobie (a raczej ja) z dynamiką dźwięków forte. Taśma z owym koncertem jest gdzieś u mnie. Po kilka latach pracując w Estradzie Stołecznej skorzystałem z możliwości i obejrzałem/wysłuchałem kilku recitali Demarczyk z nieodzownym Skrzyneckim w Teatrze Żydowskim. Czy były inne występy na których byłem? Zapewne tak, w końcu 1979 r. czy wcześniej w Poznaniu na Wiośnie Estradowej. Piszę o Skrzyneckim, bo artystka pożegnała się z ekipą Piwnicy faktycznie już w 1972, choć formalnie później. Towarzyszył jej znakomity zespół kierowany przez Andrzeja Zaryckiego i on też był jej nadwornym kompozytorem. Wieczór z jej poezją – piosenkami był przeżyciem nie do zapomnienia
Fonografia Demarczyk jest zastanawiająco mała – tzw. singiel Polskich Nagrań z trzema utworami wydany we wczesnych latach 60, duża płyta LP wydana w 1967 r. w rekordowym czasie 10 dni (warunek kontraktu, okładka Marka Karewicza)) „Ewa Demarczyk śpiewa piosenki Zygmunta Koniecznego” – na lata w naszej fonografii, ciągle wznawiana. Ale artystka po pewnym czasie źle się wyrażała o niej – „to bardzo zła płyta, przyciemniony sztucznie mój głos, kiedy ma jasną barwę”. Sporadycznie nagrywała dla Polskiego Radia, jak np. „Sur le Pont d’Avignion”. W 1974r. radziecka Mełodia wydała jej studyjne nagrania na LP pt. „Ewa Demarczyk” w bardzo dobrym zestawie, m.in. utwory Osipa Mandelsztama. Płyta w rożnych wersjach okładki była tam dostępna (ja nabyłem ją w Jałcie na Krymie w 1975). Zaś w grudniu 1979 wytwórnia Wifon nagrała szereg koncertów piosenkarki w Teatrze Żydowskim, gdzie występowała z zespołem Zaryckiego. Nagrań dokonali Andrzej Lipiński i Andrzej Sasin ale materiał najpierw ukazał się w formie kaset magnetofonowych, zaś podwójny album „Live” (tłoczony przez radziecka Mełodię – zapaść naszej fonografii) dopiero w 1982 r. I to by było wszystko, gdyby nie rarytas kilkuset sztuk tzw. L-ki (płyta 10 calowa) wydana przez impresaria szwajcarskiego.
Nie najlepiej wiodło się na niwie filmowej. Pani Ewa nagrała balladę Krzysztofa Komedy „Z ręką na gardle” do filmu „Bariera” Jerzego Skolimowskiego (oryginalne trójdzielne metrum), utwór do filmu „Zbyszek” o Zbigniewie Cybulskim, to by było chyba wszystko, jeśli nie liczyć 30 min. dokumentu-występu z 1970 r. Oczywiście, w sieci znajdziemy masę innych rejestracji i zestawów clipów jej popularnych piosenek – z różnego okresu. Ale nie będzie tam recitalu z festiwalu w rumuńskim Braszow z wiosny 1969 r., jaki kiedyś udało mi się w transmisji tv obejrzeć (z bodaj dwoma zanikami wizji i fonii). Także w sieci znajdziecie (w antykwariatach – też?) książkę wyd. Znak pt. „Czarny Anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk” Andżeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz-Oboładze. Artystka po konfliktach o własny Teatr Muzyczny w Krakowie w l. 90 wycofała się życia estradowego. Zostanie na zawsze w naszej pamięci i na nośnikach materialnych.
Tekst i foto: Adam St. Trąbiński
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie