
Ten nieco pretensjonalny tytuł jest jednocześnie tytułem filmu telewizyjnego jaki wkrótce zobaczymy na ekranach w programie TVP. Ta firma oraz Narodowe Centrum Kultury są producentami 57 min. obrazu o znanym i cenionym muzyku Marku Bilińskim. Obraz wyreżyserował - więcej stworzył (wraz z grupą młodych współpracowników) jako siódme swoje dzieło Grzegorz Brzozowicz, ongiś znany dziennikarz muzyczny.
Na premierowy pokaz wybrano ursynowskie centrum kulturalne pn. Alternatywy mieszczące się w pobliżu stacji metra Imielin. Także i data nie była przypadkowa – imieniny bohatera obrazu oraz 70-ta rocznica urodzin. Zbieżnych dat było więcej – to ponad 50 lat twórczości artysty oraz 40 rocznica wydania jego sztandarowej płyty „E=/mc2”. Średniej wielkości sala kinowa Alternatywy wypełniona była w całości (dużo młodzieży), jednak zabrakło dziennikarzy i promotorów pierwszych, a nawet późniejszych dokonań Bilińskiego. Ale najpierw obejrzeliśmy obraz a potem była bodaj 1,5 godz. dyskusja o obrazie i o samym artyście w której brał udział.
Obraz jest typowym, niegdyś określanym jako „rock documentary”, dziełem – chronologiczną mozaiką ujęć obrazujących życie i dokonania Bilińskiego. Obraz otwiera sekwencja ze wsi, gdzie artysta mieszka (Adamów, k/ Kuklówki – pomiędzy Grodziskiem a Radziejowicami) oraz rozmowa z sędziwą 98-letnią mamą Marka, wspominając trudy wędrówki z polskich terenów wschodnich aż do Szczecina. To z tym rodzinnym miastem łączą muzyka nierozerwalne więzy. Studia muzyczne w Poznaniu (kontrabasista w orkiestrze) i wybór przypadkowy „klawiszy” – stąd awangardowy na tamte czasy skład HEAM, kapeli jaka wygrała Wielkopolskie Rytmy Młodych – późniejszy muzyczny Jarocin. Siłą rzeczy w filmie Brzozowicza opowiadają o tym czarno-białe fotosy i wizyty retro w tamtych miejscowościach. Oczywiście mamy też narrację bohatera przez cały czas obrazu spinającą poszczególne etapy życiorysu. Komercyjnym sukcesem, swoistym przełamaniem w świadomości młodzieży był LP zespołu efemerydy Bank (1982-84) sprzedany w nakładzie 960 tys. egzemplarzy, co obecnie w dobie sprzedaży zwykłej i streamingowej jest nie do osiągnięcia. Biliński wybrał instrumenty klawiszowe – poświecił się nie tylko ich kolekcjonowania (ok. 40 pozycji) ale graniu i komponowaniu. Długie a nawet wyczerpujące spotkanie autorskie Marka i twórców obrazu moderowane przez Marcina Kusego (pr. I PR) z udziałem Marka Horodniczego i Jerzego Kordowicza obracało się wokół problemów realizacyjnych obrazu, zawartości – co „weszło a co nie” – komentowane rzecz jasna przez bohatera. Padło wiele intersujących uwag – opinii, np. twórcy filmu spotkali się z wieloma muzykami i podkreślali, że Marek jest i był lubiany przez środowisko. Mimo, że Marek na początku realizacji obrazu narzucił wręcz drakońskie warunki współpracy. Gotowy materiał dali z obawą do obejrzenia bohaterowi zdziwieni, iż ten praktycznie nie wnosił istotnych poprawek. To oznacza – film, mimo wszystko skrótowy, przeznaczony dla szerokiego audytorium, oddaje w pełni biografię – 50 lat dokonań Bilińskiego. Łącznie z postawą nieustannego poszukiwacza nowych wyzwań artystycznych, bo jak twierdzi ma naturę buntownika. Który na scenie – Biliński znowu dużo koncertuje - „czuje się jak ryba w wodzie”, lubi błysk, dynamikę – „bo daje mi to siłę na scenie”, ale nie stroni, lubi wręcz melodykę, lirykę i piękną harmonię. I te „przeciwności się spotkają i się naparzają”.
Tekst i foto: Adam St. Trąbiński
Od prawej: Red. M. Kusy, G. Brzozowicz, J. Kordowicz, M. Biliński i M. Horodniczy
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.